niedziela, 6 stycznia 2013

Tour de Kowalczyk!

Polka czwarty raz z rzędu wygrała prestiżowy cykl Tour de Ski i tym samym zapisała kolejną kartę w historii nie tylko polskiego, ale i światowego sportu. Na mecie uzyskała przewagę 27,9 s nad Therese Johaug.

 

 W otoczeniu fleszy aparatów, fotoreporterów i kamer wszystko wydaje piękną bajką. Piękne niestety nie jest. Dzisiejszy sukces Justyny, która swoim zwycięstwem rozweseliła popołudnia w wielu polskich domach to wynik tytanicznej pracy i wyrzeczeń. To wynik wielu porażek, gorzki smak łez, bólu i błędów. To wynik walki nierównej, którą często przegrywa ze względów pozasportowych i w końcu – to wynik zawziętości i wielkiego serca. Nie jest łatwo wyjść z domu w bożonarodzeniowy poranek, gdy wszyscy cieszą się świąteczną atmosferą. Nie jest łatwo na swoje barki przyjmować odpowiedzialność większą niż potencjalnie mogłoby się przyjąć. Nie jest łatwo poświęcić życie dwóm kijkom i wyniosłym ideom. Nie jest łatwo zrezygnować z życia prostego i wygodnego. Nie jest łatwo zaprzyjaźnić się z bólem. Nie jest łatwo sumę wszystkich porażek przekuć w chwałę. Nie jest łatwo, jednak nie jest to niemożliwe. Jej się udało.


Justynę obserwuję od Igrzysk Olimpijskich w Turynie. W przeciwieństwie od wielu dzisiejszych kibiców pamiętam tę inną Justynę, słabszą, lecz z wielkimi ambicjami i charakterkiem. Jako kobieta dostrzegam trochę więcej, niż moi zajmujący się sportem koledzy i inaczej czuję rywalizację. Dlatego nie na wynikach chcę się dziś skupić. Wy, faceci, widzicie często rezultat i kolejność na mecie. My, sportowe babki, gdy rozmawiamy o Justynie oprócz sukcesów sportowych poruszamy też inną płaszczyznę. Jak być Superkobietą i się o to nie starać? Nie chodzi wcale o tytuły i wyróżnienia. Chodzi o coś, czego nie widać, czego nie można zmierzyć i nagrodzić. O osobowość. Może się wydawać, że właśnie za osobowość została nagrodzona już niejednokrotnie. Tak, lecz kiedy mała Justyna postanowiła, że swoje życie zwiąże z nartami, zdecydowała się na ciężką pracę i wyznaczenia bez gwarancji sukcesu, takich tytułów nie przyznawali. Nikt nie jest w stanie policzyć ile kilometrów przebiegła na nartach, ile godzin poświęciła treningowi i na ilu różnych łóżkach spała. Pewnie ona sama nie pojęcia. Ile razy chciała połamać narty i wywróciła się na trasie? Ile razy brakło sił? Ile razy się pomyliła? Nie wiem. Wiem jednak, że to wszystko sprawiło, że oprócz żelaznych ramion ma dziś żelazny charakter. Chyba tylko on kazał jej nie ugiąć kolan, gdy rok temu zdobyła Alpe Cermis wyprzedzając Bjoergen. Założę się, że była to jedyna rzecz, o której marzyła, ale wiedziała też – nie wypada. Jak to u Justyny bywa. Charakter ma niełatwy. Trochę butna, pewna siebie i przy tym skromna. Ma swoje zdanie i choć często nie jest ono krystaliczne, to nie boi się go wypowiadać. Wytyka błędy innym, ale sama potrafi się przyznać do popełnionych przez siebie. Niektórzy nazywają ją zarozumiałą. To chyba nie tak. Musi wierzyć w siebie, bez tego nie byłaby mistrzynią. Często jej wypowiedzi, szczególnie te o astmatyczkach  są/były źle odbierane, chociaż zauważam, że ‘nauczyła się współpracować’ z dziennikarzami. I dobrze. Nie wiem co ja zrobiłabym na jej miejscu, ale wykazała się niesamowitym taktem i klasą opisując sytuację tak, jak to zrobiła, a zrobiła dosadnie. Gdy ja dowiedziałam się ‘o całej sprawie’ skomentowałam to w taki sposób, w jaki każdy prawdziwy Polak powinien to zrobić […] i który z pewnością nie nadaje się na treść bloga. Wtedy byłam wściekła, dziś jestem szczęśliwa, bo to Polka czwarty raz z rzędu wygrała TdS i w samotnym majestacie zwycięzcy przekroczyła linię mety w otoczeniu biało-czerwonych flag.

2 komentarze:

  1. Chyba trafiasz w sedno - czego rzeczywiście często brakuje dziennikarzom - chcieliby poprawnej w każdej sytuacji Kowalczyk i jednocześnie zwycięstw. W tym sporcie bez, jak to określasz "charakterku" nie za wiele da się osiągnąć.
    Norweskie biegaczki jak donoszą media przeszły medialne szkolenie. Z jednej strony fajnie, z drugiej może się skończyć na wypolerowanych wypowiedziach i uśmiechach przed kamerami nie mających nic wspólnego z ich prawdziwymi emocjami. Nie śledzę tematu dogłębnie, ale mam wrażenie, że Justyna zawsze krytykowała zachowanie a nigdy osobę - to też świadczy o jej klasie. Czego nie można powiedzieć np. o Peterze Northugu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Norweżki pracują ze specjalistą od wizerunku. Są jednak takie chwile, gdy 'zapominają się', jak np. wypowiedź Johaug o tym, że to Justyna, a nie Marit jest obecne najlepszą biegaczką globu. Psuje jej majestatyczny wizerunek. Dla mnie najlepsza jest zawsze. Jako kibic przełykałam gorzki smak porażek, niedowierzanie, że znowu brakło kilku sekund, widziałam wszystkie największe zwycięstwa i każdy bieg nie tylko tego touru. Przez trzy lata nie widziałam zaledwie dwóch startów Justyny. Zawsze organizuje sobie czas tak, żeby być w domu jak biegnie.:) Jej sukces to nagroda dla mnie, dla każdego prawdziwego kibica. Nie widzę w niej bogini, która jest nieomylna, a jej poglądy są jedynie słuszne. Widzę fajną babkę, która życie poświęciła na bieganie w kółko i machanie kijkami. Z miłości. Ja poświęcam na pisanie o sporcie i takich osobach jak ona. z tego samego powodu.

    OdpowiedzUsuń